Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/360

Ta strona została przepisana.

repetycyami w liceum Ludwika Wielkiego od dziesiątej, zwykle szedł z nią razem. Była to jedna z rzadkich chwil, gdy profesor, bardzo zawsze zapracowany, mógł rozmawiać z córką, co dla tego maniaka ograniczało się do monologowania przez całą drogę. Nie domyślał się on burzy, szalejącej w głowie Julii, pod tem czołem przysłoniętem gęstemi włosami, w głębi tych ciemnych, tajemniczych oczu. I dziś, gdy przyszedł zawołać na nią, jak zwykle przezedrzwi, nowa nadzieja, następstwo pierwszej, ogarnęła jej duszę, miotaną szalonem pożądaniem, gotując jej nowy zawód. Przyszło jej nagle na myśl, że Rumesnil musiał mieć jakiś powód, zmieniając miejsce widzenia się z Janem? Dlaczego przełożył dom jej rodziców nad swój pałac? Była pewna — i nie myliła się — że chciał ją zobaczyć i zamienić parę słów, do których musiał przywiązywać wielką wagę. Jakie mogły być te słowa?... Jeżeli ją kochał, jeżeli myślał, że uda mu się nakłonić matkę do zezwolenia na ich małżeństwo? Jeżeli, co jeszcze prawdopodobniejsze, po przejściu pierwszego wrażenia na wiadomość o jej stanie, chciał ją prosić, żeby oszczędzała owoc ich miłości? Jeżeli?... W tej chwili, gdy się poddawała nowym złudzeniom, usłyszała głos ojca:
— Czy jesteś gotowa? — pytał. — Jest kwadrans na dziesiątą. Pretoryanie mówią: „wojskowa godzina.” Ja zaś chcę mówić: „szkolna godzina”...
— Jestem trochę cierpiąca — odrzekła Julia.
Chciała jeszcze dodać:
— Nie pójdę na wykłady...
Ale przyszło jej na myśl, że wychodząc pod tym pozorem daleko pewniej zobaczy się z Rume-