Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/387

Ta strona została przepisana.

tem jednem można usprawiedliwić takich, prawdziwie świątobliwych ludzi, jak ksiądz Chanut, gdy czynią, tak jak on tego wieczora, oddając godność i powagę swego powołania i charakteru na usługi dzieła tak zwodniczo szkodliwego społeczeństwu, jak Związek Tołstojowski.
W chwili gdy Jan Monneron wchodził do sali, czcigodny kapłan dysputował z Crémieux-Daxem, którego miał nadzieję nawrócić. W błyszczących oczach młodego Żyda znać było głęboką namiętność, jaką budziły w nim zagadnienia filozofii religijnej. Druga jeszcze rzecz dowodziła tej zaciekłości. W każdej innej chwili ten fanatyk, ale pełen tkliwości przyjaciel, byłby zauważył zmianę w twarzy Jana, którą wzruszenia tego okropnego dnia ściągnęły kurczowym bólem.
Tymczasem Crémieux-Dax widział tylko w jego obecności zachętę do roztrząsania kwestyi, którem i wiedział, że Jan się zajmuje, a których nie chciał poruszać w rozmowie z nim samym. Przedstawiwszy ich wzajemnie, zapytał Jana:
— Czy jadłeś obiad?
Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź Monnerona, który istotnie kupił był po drodze rogalik za dwa su i nie był w stanie go dokończyć, tak miał ściśnięte gardło.
Crémieux-Dax zaczął dalej mówić:
— Nie będziesz długo czekał, zaraz skończymy...
I powrócił do przerwanej wejściem Jana rozprawy.
— Przedstawiłem właśnie księdzu Chanut, któ-