Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/411

Ta strona została przepisana.

— I ja też żądam dymisyi, jak Riouffol i Pons: Jeżeli Związek nie jest przedsięwzięciem zaradczem przeciw niedomaganiom społecznym, to go niema. Wolno wam, z waszą zmysłowością murzyńską, ofiarowywać swoje mieszczańskie czerepy na nawóz dla pasorzytów z zakrystyi! Wszy lęgną się tylko na brudnych głowach... Mój łeb czysty...
— Czy chcesz być prezydującym, Monneron? — zapytał Crémieux-Dax. — Albo ty, Robetiére?...
Poraz pierwszy, od czasu gdy zapał rewolucyjny popchnął go do uczęszczania na zgromadzenia ogłupiające umysły, nie mógł on utaić wzgardy, które obudziła w nim dziwaczna pretensya wyznawcy i „piękna dla wszystkich” i bezdenna głupota elektrotechnika.
— Poszli... Co za kapuściane głowy! Co za mózgi!
A widząc wahanie przyjaciół, zapytaŁ:
— Może wolicie, ażebym ja prezydował? Dobrze. Panie Chanat, proszę o przebaczenie w imieniu wszystkich tu obecnych. Czy pan zechce pójść ze mną?
— Dopóki jesteśmy żywi — dodał Robetiére — zaręczamy, że ci ludzie nie porwą się na pana...
— Nie myślą o tem nawet... — dodal Crémieux-Dax. — Ich uspokojenie w tej chwili dowodzi, że są prowadzeni przez przywódców, oto wszystko. Chodźmy do nich odważnie — szczerze — a może uda się nam ich zawrócić. Lud daje się zwodzić, ale nie na długo...
— Chodźmy — powiedział ksiądz z prostotą.