za rękaw z taką gwałtownością, że mignęła mu myśl o napadzie na estradę.
Odwrócił się i zobaczył starego odźwiernego z pałacu Rumesnilów...
— Panie Monneron, mam list do pana — powiedział stary pocichu. — Niech pan pójdzie. Powóz czeka na dole... Bardzo ważna sprawa...
Wyraz twarzy starego sługi był tak wymowny, że Jan zapomniał o tłumie fanatyków wyjących wokoło i o dwóch swoich przyjaciołach, stojących przy księdzu, których porzucał w chwili niebezpieczeństwa.
Zeskoczył z estrady, a jego zniknięcie nie zostało nawet zauważone wśród ogólnego zamieszania.
Wszedłszy do pustej teraz sali posiedzeń Komitetu, wziął list i drżącą ręką rozdarł kopertę...
W liście tym było kilka zaledwie wierszy, nakreślonych pismem Rumesnila, ale bardzo zmienionem:
„Julia raniona. Trzeba ją zabrać natychmiast i przenieść na ulicę Klaudyusza-Bernarda. Nie mogę tego uczynić, bo sam jestem raniony. Doktór opowie ci szczegóły. Ale przyjeżdżaj jak najprędzej...
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/414
Ta strona została przepisana.
R...“