Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/415

Ta strona została przepisana.



XIII.
OJCIEC I SYN.

Mogły sobie grzmieć hymny rewolucyjne, dziksze jeszcze i groźniejsze od ohydnej „Karmanioli”, mógł Riouffol ze swymi zbirami znieważać bezbronnego księdza, którego jedynym błędem było to, że uwierzył w dobrą wiarę swych przeciwników, mógł cały Związek Tołstojowski ujawniać szaleństwo swoich zasad i dawać dzikie widowisko, przedsmak tego, czem się stanie nasz nieszczęśliwy kraj, jeżeli kiedyś niedorzeczne doktryny socyalizmu wezmą górę — widowisko domu obłąkanych, z którego usunięto dozorców — Jan nie słyszał już wrzasków. Nie wiedział, gdzie jest, niezdolny myśleć o czemkolwiek, z wyjątkiem tego strasznego listu.
Przeczytał go raz jeszcze i dopiero teraz zrozumiawszy jego okropne znaczenie i nagłość wezwania, zapytał służącego:
— Doktór czeka w powozie?
— Czeka — odpowiedział odźwierny. — Doktór Graux.