sprawiało wielki ból. Podarte kawałki ubrania leżały porozrzucane na posadzce. Chirurgiczne narzędzia połyskiwały na stole, obok rozłożonego pugilaresu doktora, napełnionego wszystkiem, co potrzebne jest przy pierwszym opatrunku: porozwijane pasy opatrunkowej gazy, plasterek angielski, wata, szarpie, flakony z czerwonemi etykietami. Odór karbolowego kwasu mieszał się z odorem eteru, użytego dla uspokojenia nerwowego ataku, o którym lekarz wspomniał Janowi. Meble były porozrzucane bezładnie — poustawiane jedne na drugich.
Kula, przeznaczona dla Rumesnila, uderzyła rekoszetem w szafę z lustrem o trzech skrzydłach, z których jedno potrzaskane było w kawałki. Szafa była otwarta, bo wyjęto z niej ręczniki. Przez niedomknięte drzwi widać było szlafrok z jedwabnej chińskiej materyi w kwiaty, lekki peniuar, jedwabne koszule, małe pantofelki.
Słabe i rażące światło kilku pozapalanych świec, zlewające się że światłem lampy pod różowym abażurem, nadawało jakąś fantastyczną cechę temu miejscu rozpusty, zamienionemu na złowrogi pokój szpitalny. I tu właśnie, wśród tych czerwonych obić, tych miękkich mebli, ciężkich firanek, dokonała się zguba nieszczęśliwej dziewczyny, która leżała teraz nieruchoma, blada, z zamkniętemi oczami, jakby uśpiona. Gdy wszedł brat, pomimo, że zaledwie kilka słów wyrzekł do doktora i to szeptem, konwulsyjne poruszenie rąk zdradziło, że Julia nie śpi.
Jam zbliżył się i zobaczył, że ma oczy otwarte. Patrzyła na niego z głębokiem natężeniem. Chciała
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/424
Ta strona została przepisana.