listów, dość ciekawych dla ciebie, które przypadkowo wpadły w moje ręce.
Dziękuję ci zawczasu...
— Zapewne te listy wykradł Z mojego biurka — powiedziała Julia, gdy Jan siedział zgnębiony, trzymając w ręku list brata. — Wyglądało to, jakbym ja była jego wspólniczką. Ademar to myślał... Nie mogłam się usprawiedliwić... Byłam doprowadzona do ostateczności...
— Ale co znaczy ta historya, że pan Berthier zmienił postanowienie i powiedział wszystko ojcu: To chyba nowe kłamstwo, jak myślisz?
— Myślę, że nie — odrzekła Julia. — Antoni dziś wyjątkowo był na śniadaniu i miał minę bardzo zmartwioną... Kiedy wychodziłam z domu, pan Berthier był u ojca... Spotkałam się z nim, wychodząc. Gdyby nie ten list, nie byłabym skombinowała wszystkiego... Byłam tak wzruszona wychodząc.
— Więc to prawda! — szepnął Jan.
A potem, ogarniając litością ojca i matkę razem, dodał z akcentem przerażenia:
— A teraz muszą dowiedzieć się o wszystkiem, gdy ciebie odwiozę. do domu... W jaki sposób wytłómaczyć to, co się stało? A potem...
— Odwieźć mnie do domu? — zawołała Julia, odzyskawszy głos pod wpływem przerażenia, jakie wywołał w niej projekt brata. — Chcesz mnie do nich z odwieźć? Nie chcę — czy słyszysz?! Nie chcę! Nie