Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/430

Ta strona została przepisana.

stało na bulwarze Montparnasse. Wytłómaczę zbiegiem okoliczności spotkanie i powiem, że pan przy niej czuwasz... Matka pewnie zechce przyjechać. Powiem, że zakład ma swoje przepisy i że po dziewiątej wieczorem nikogo nie wpuszczają. Zresztą, tak jest rzeczywiście. Wracając, wstąpię do Augustyanek i zapowiem, ażeby na wypadek przybycia pami Monneron, nie zdradzono mojego kłamstwa. Zyskamy na tem całą noc. To jest niezbędne... — Jutro sam pan postanowisz, co możesz i co chcesz powiedzieć rodzicom... Dziś wystarczy parę słów na pańskim bilęcie. A — teraz — dodał — proszę pana, ażebyś się zdobył na siłę... Ademar jest tutaj...
A zobaczywszy, że Jan drgnął — dodał:
— Musisz mi pozwolić, ażebym go ztąd wyprowadził; nie patrz na niego i nie mów do niego... Będziesz siedział przy łóżku siostry... Zastawimy je parawanem. Zależy na tem, ażeby nie widziała, że on przechodzi przez pokój. Nie mógłbym odpowiadać za nie, gdyby w tym stanie podniecenia, w jakim się znajduje, doznała nowego wstrząśnienia. Wszystko więc zależy od pańskiego spokoju, panie Monneron. Miałbym może prawo wymagać tego od pana. Ograniczę się tylko do przypomnienia, że oprócz niebezpieczeństwa fizycznego, zagraża tu skandal, który do tych bolesnych przejść dorzuciłby jeszcze śledztwo sądowe.
— Niepotrzebny zupełnie ten ostatni argument — odpowiedział obrażony Jan. — Tamto wystarczy. Możesz pan wyprowadzić tego człowieka. Nie będę na niego patrzył, ani do niego mówił, Nie istnieje on — dla mnie...