wa, któremi chciał rozbroić jego nieufność. A on, przyjaciel, niegodnie zdradzony, nie będzie mógł nigdy plunąć ze wzgardą w oblicze zdrajcy. I teraz musi mu pozwolić odejść bez kary — i tamten będzie uważał się za skwitowanego ze swoją ofiarą dlatego, że jej przebaczył i zataił zamach na swoje życie!... Skończyło się wszystko... Drzwi od mieszkania zamknęły się — potem drzwi od sieni. Turkot odjeżdżającej dorożki oznajmił Janowi, że jego wróg uchodzi — teraz i na zawsze... tą samą dorożką, która przywiozła tu Jana ze Związku Tołstojowskiego... Wyobrażał sobie Rumesnila, siedzącego na tem samem siedzeniu, obok doktora Graux, który ma ten sam wyraz surowości i smutku na twarzy...
Jan powrócił do siostry i jej twarzyczkę wychudłą pogładził z bolesną tkliwością, czerpiąc w spełnieniu obowiązku względem tej biednej istoty siłę, ażeby nie wybuchnąć wściekłem oburzeniem na Rumesnila, na siebie, na los...
∗ ∗
∗ |
Rozpoczęła się ta okrutna noc bezsenna przy chorej, w tem miejscu, wśród tych mebli — noc, która miała upłynąć na gorączkowych rozmyślaniach o tem, co się teraz dzieje w domu rodziców, i na obawie tego, co się tam dziać będzie jutro! Godziny upływały, a ucieczkę ich oznajmiało bicie zegara, stojącego na kominku, na którym ogień dogasał. Lekki oddech Julii, która nakoniec zasnęła naprawdę, mieszał się z tykotaniem zegara i z chrapaniem służącego, śpiącego w sąsiednim pokoju, co przypo-