rzenie o miłości i małżeństwie, pieszczone w najtajniejszych zakątkach myśli, jako możliwa, niezawodna nagroda za tyle doznanych goryczy!...
Noc mijała — mijała zwolna — wśród bolesnych rozmyślań, jeszcze boleśniejszych pod wpływem zdenerwowania bezsennością, a wśród tej niezgłębionej boleści dokonywało się stopniowo dzieło nawrócenia w tej duszy — potężny i niewytłómaczony przewrót wewnętrznej istoty ludzkiej, o którym mówi Ojciec Kościoła, gdy po przytoczeniu słów Ewangelii:
„Jezus i cudzołożnica pozostali sami...”
Dodaje: miseria et misericordia.
Tak, kiedy nie czujemy już nic w sobie, oprócz bólu — pojawia się miłosierdzie, jeżeliśmy zasłużyli na jego zjawienie się, jedyną zasługą, która je przyzywa: cierpieniem i tęsknotą za niem! Ta oschłość duszy, która według Jana Monnerona czyniła wiarę „prawdopodobieństwem martwem”, miękła, rozpływała się podczas tej nocy czuwania braterskiego. Poraz może pierwszy nie opierał się wpływowi Boga, tylekroć już działającemu na niego, i zaczął zwracać się ku Niemu, wzywając pociechy, która nie mogła mu przyjść od nikogo innego. Nie rozumował już — nie doznawał posępnych skrupułów, które napastowały go tyle razy, gdy pod tą potrzebą i pragnieniem wiary posądzał tajone pragnienie zaślubienia tej, którą kochał.
Wola jego, złamana i zwyciężona, poddawała się niepojętej Potędze, rządzącej światem i naszemi sercami — bo każde serce jest także światem. Jan czuł ją, tę Potęgę — żywą — bo nasze życie z Niej po-