Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/436

Ta strona została przepisana.

chodzi — myślącą, bo nasza myśl. w Niej ma swoje źródło — litościwą, bo nasza litość z niej się rodzi...
I w pewnej godzinie tej długiej nocy siostra, ocknąwszy się ze snu, ujrzała go klęczącego przy łóżku, na którem nie sama tylko pokutowała za popełnione błędy. Jan z czołem opartem na krawędzi łóżka modlił się... Niewyraźna to była i mglista modlitwa! Nieujęta w słowa, podobną była do pierwszych dźwięków mowy dziecka, w którem zaledwie budzi się świadomość. Przecież ten człowiek ucywilizowany, chowany był jak barbarzyńca przez ojca bałwochwalczo wielbiącego rozum, a którego to uwielbienie doprowadziło razem z całą rodziną do stanu pokrewnego stanowi dzikich ludzi we wszystkiem, co dotyczy duszy.
A jednak to wołanie o pomoc z zaświata było modlitwą — pierwszą, jaką którekolwiek z dzieci Monnerona wymówiło, odkąd ten człowiek, wyrwany z korzeniem z właściwego gruntu, założył rodzinę bez środowiska i bez przeszłości.
Siostra, która nawet w tragicznem położeniu, do jakiego doprowadził ją szał buntowniczy, zachowywała pełen pychy nihilizm, zaszczepiony wychowaniem danem przez ojca, zdumiała się na widok tego objawu, tak dla niej nowego, że graniczył z cudownością.
Przejęta mimowolnem uszanowaniem i przywiązaniem, jakie miała dla brata, który jeden tylko z tej rodziny zrozumiał jej uczucia, nie poruszyła się wcale i zamknęła oczy, ażeby nie wiedział nawet, iż go widziała przy modlitwie, nie chcąc zranić rodzą-