niej do tej godziny i dopiero przed samą dziesiątą poszedł do parlatoryum.
Sądził, że pierwszym, który zechce skorzystać z pozwolenia, będzie ojciec. Zamiast niego, ujrzał matkę.
Pani Monneron zaczęła rozwodzić się z iście południowym zapałem nad swoim i męża niepokojem wczorajszym, a potem zadawać mnóstwo pytań, przerwanych, na szczęście, wejściem doktora Graux. Poprowadził ją do córki, zalecając, aby nie pozwalała mówić chorej, a Jan wymknął się, korzystając z tej sposobności, ażeby rozmówić się dokładnie z ojcem. Czuł, że wobec matki niemoźliwem byłoby zdobyć się na szczerość.
Zastał Józefa Monneron, powracającego z liceum...
W każdym prawdziwym nauczycielu jest cos wojskowego, chociażby nawet, jak Monneron, był zdecydowanym wrogiem „Pretoryanów” i jawnym zwolennikiem starego programu, streszczonego w zdumiewających słowach jednego z profesorów, wyznawcy krańcowych zasad republikańskich.
„Armia złożona z obywateli, ale bez ducha wojskowego.”
Ścisły w wypełnianiu obowiązków, z dokładnością, nieuznającą żadnych ustępstw, ojciec Julii stanął, jak codzień, na swojej katedrze w liceum Ludwika Wielkiego.
Miał mieć wykład — i miał go.
Zadawał pytania uczniom, kierował objaśnianiem oryginałów, jakby nie miał w sercu rozpaczy z powodu podwójnej katastrofy: wypędzenia z Banku naj-
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/438
Ta strona została przepisana.