Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/447

Ta strona została przepisana.

tak lubię, starych rzadkich książek, wypalenia jednej więcej fajeczki, bom się wyrzekł wszystkiego! drobiazgów i rzeczy ważnych, mówiłem sobie: „Dzieci na mnie patrzą. Wypłacą mi się stokrotnie, ucząc się same sobie wystarczać, wyrzekając się rzeczy zbytkownych, żyjąc z pracy jak ojciec...” A oni wychodzili z domu — syn, ażeby za ukradzione pieniądze pod fałszywem nazwiskiem, i jakiem jeszcze nazwiskiem! hulać z jakąś błaźnicą, a córka, ażeby się nurzać w błocie z kochankiem, którego przyjmowaliśmy w domu, jako twojego przyjaciela, któremu ja podawałem rękę w jej obecności, a matka ugaszczała w naszym domu. Nie miałem nic w życiu, nic — oprócz żony i dzieci... Straciłem ich teraz dwoje i w jaki jeszcze sposób!... Wolałbym ich widzieć w grobie! Ach! mój synu, mój drogi Janie! Jestem zanadto, zanadto nieszczęśliwy!
Załamał z rozpaczą ręce — biedne, stare ręce uczciwego człowieka — a potem, jako stoik, zawsty dził się własnej słabości.
Jego wynędzniała twarz nabrała wyrazu dzikiej energii i zawołał:
— Straciłem ich. Stało się. Ale ty mi pozostajesz, ty i Kacperek... będę żył dla was...
I dodał, nie wiedząc nawet, jakie wspomnienie obudzi w sercu syna:
— Będziecie moimi pocieszycielami...
Nawyknienie do nauczania było tak silne, że w tej nawet chwili niesłychanym wysiłkiem woli opanował się, nie chcąc zdradzić swej słabości wobec syna, i wyrzekł bez uniesienia, cicho, słowa starożytnego pisarza: