Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/449

Ta strona została przepisana.

zaślepienie, był jednak w znacznej części winien upadku syna, a jeszcze więcej córki.
Nie obliczając doniosłości słów swoich, instynktownie, jakby się rzucił dla odwrócenia broni, gdyby był świadkiem samobójstwa siostry, Jan zawołał:
— Nie mów tego, mój ojcze! Nie mów, że straciłeś dwoje dzieci — Julię szczególnie... Nie mów, że Ją wypędzisz z domu, że nie chcesz jej widzieć, że ją opuścisz.. Ani Antoniego... Nie masz prawa. Jesteś ich ojcem. Chociażby byli jeszcze występniejsi, powinieneś ich ratować — nie wystawiać Antoniego na wszelkie pokusy Paryża, nie popychać go do nowych kradzieży, do gorszych może zbrodni, a jej do ostatecznej rozpaczy... Nie, nie możesz tego uczynić! Odwołuję się do twego szlachetnego serca mój ojcze. I przysięgam ci — dodał stanowczo, bardzo uniesiony, nie spuszczając oczu, bo czuł wielką wagę słów, które ma wymówić — przysięgam ci, że to nie jest sprawiedliwe.
— Niesprawiędliwe? — powtórzył profesor z jeszcze większem uniesieniem. — Doprawdy? Ja nie jestem sprawiedliwy? Prawda! Gdybym był sprawiedliwy, powinienem był zażądać od pana Berthier, ażeby nie oszczędzał Antoniego, ażeby go oddał policyi. Codzień wsadzają do więzienia biedaków, którzy nie otrzymali wykształcenia, którzy mieli przed oczyma same złe przykłady, a nie zrobili tyle złego, co on, nie wystawiony na żadne pokusy! Tylko Brutus stworzył Rzym... Powtarzamy to codzień uczniom. A potem, kiedy trzeba dać przykład naszej demokracyi, cofamy się... Niesprawiedliwie? Kiedyśmy mieszkali w Wer-