Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/454

Ta strona została przepisana.

Monneron — kiedym wspomniał o solidarności, jako o zasadniczem prawie moralnem zapytałeś mnie; „w imię czego?” Dziś — kiedy widzisz moją rozpacz z powodu tego, co uczynił twój brat i siostra, zaczynasz ich bronić — nie odwołując się do mojej litości, cobym jeszcze mógł wyrozumieć — ale dając mi do zrozumienia, że nie dałem im podstaw do kierowania się w życiu, że rozum sam do tego nie wystarcza... Wytłómacz się jasno. Czy wyrzucasz mi, że was wychowałem wolnomyślnie, nie okłamując was, oszczędzając wam walk moralnych, jakie sam musiałem toczyć, zanim się oswobodziłem od przesądów? Czy chcesz mnie uczynić odpowiedzialnym za wszystko, co się stało? — za zboczenia moralne tych nieszczęsnych, dlatego, że nie wychowałem ich w katolickich pojęciach naprzykład — sam nie będąc katolikiem, uważając wszystkie religie, a w szczególności katolicką, za złudzenie i oszukaństwo? Jeżeli to masz na myśli, powiedz wyraźne... Jeżeli nie — nie stawaj pomiędzy nimi a moim gniewem. Albo oni są występni i zasługują na to, co ich spotyka, albo ja jestem winny... Ale miej odwagę powiedzieć mi to w oczy, mnie — twojemu ojcu!...
— Ach mój ojcze! — zaczął Jan — czyż miałbym prawo sądzić cię, czynić odpowiedzialnym za taką hańbę, ciebie, którego czczę i szanuję?... Nie! nie jesteś winien, żeś im nie wszczepił wierzeń, których sam nie posiadałeś. Uważałeś, że czynisz dobrze, nie narzucając im tego... Sam nie potrzebowałeś religijnych podstaw, żeby być uczciwym człowiekiem. Sądziłeś, że wiara nie jest potrzebna, a raczej sam mia-