— Miałem słuszność — myślał Jan, zostawszy sam. — Tak, miałem słuszność, żem się obawiał wyznać mu swoje nadzieje, walki i swoją miłość! Jak że głęboka jest jego nienawiść do pana Ferrand! Gdyby jeszcze wiedział, że jedynem mojem marzeniem było zaślubić Brygidę? Nie dowie się o tem nigdy! To jedno mam prawo zamilczeć. Resztę obowiązany byłem powiedzieć... I na coby się to zdało? Nawet te dwie tragedye nie otworzyły mu oczu... Paatrzy na nie przez pryzmat swoich wierzeń. I to jego zasady nasunęły mu te nieubłagane słowa, jemu, człowiekowi z taką dobrocią serca! Czy cofnie on kiedy ten nielitościwy wyrok? Być może. A gdy raz powróci do równowagi, głos krwi przemówi. Ale w pojęciach jego nic się nie zmieni, bo nic do niego nie dochodzi... Kiedy matka wróciła, nie odczuwał nawet jej niesprawiedliwości — jak mało obchodzi ją nieszczęśliwy wypadek Julii w porównaniu z Antonim! Że nie umiała zdobyć zaufania córki, że nie umiała zjednać sobie jej miłości, to dowodzi, że sa-