Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/469

Ta strona została przepisana.

ranniej dobierane, tem mniej mogły przekonać, że serce zacnego człowieka spiskowało przeciw niemu: biorąc na siebie część winy, zmniejszał tem samem winę tych dwóch nieszczęśliwych istot, zrodzonych z niego i tak wcześnie pogrążonych w nieuleczalnym upadku. Mógł sobie pozwolić na litość względem nich, tylko potępiając siebie. Niepokój sumienia był bardzo jeszcze niewyraźny i pycha jego opierała się do ostatka. Ocknął się jednak i musiał wywołać gwałtowną reakcyę — pobłażanie dla syna złodzieja i uwiedzionej córki...
Tej reakcyi Jan nie spodziewał się tak prędko, a ona rozpoczęła się już w południe, gdy profesor zasiadał do śniadania i zamiast czworga dzieci, które go otaczały przed tygodniem przy tym samym stole, siedział teraz tylko on, żona i syn, z którym — lękał się, że go rozłączy wkrótce różnica przekonań na najważniejszych punktach!
Cóż to było za śniadanie — spożyte w ciągu dwudziestu minut — bez słowa rozmowy, pod bezczelnemi spojrzeniami służącej, zgodzonej dwa miesiące temu w kantorze stręczeń, która zanadto podsłuchiwała od wczoraj pode drzwiami, ażeby nie miała domyślać się prawdy!
U pani Monneron służba nie trzymała się długo. Zazwyczaj pan domu, wierny optymistycznej zasadzie, że „trzeba brać wszystko z dobrej strony“, godził się z coraz nowemi twarzami, ukazującemi się w domu, i przyjmował to z filozoficznym spokojem, którego mu dziś zabrakło.
Zauważył, że ta Paulina, wielka i tęga, bez-