Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/47

Ta strona została przepisana.

— Pańska szczerość zmusza mnie do powiedzenia wszystkiego... A to tak ciężko! Pozwól mi pan trochę pomyśleć... Muszę poruszyć to, co tak starannie taiłem.
— Nie poruszaj! — przerwał mu z wielką żywością Ferrand.
Unikał on zawsze rozmowy z synem o ojcu, a teraz zagrażało mu roztrząsanie spraw dawnego kolegi, czego nie chciał czynić w tej chwili.
Nawet przedemną nie powinieneś użalać się na ojca — dodał po chwili.
— Jabym miał się użalać? — powtórzył Jan z boleścią. — Nie, panie Ferrand. Nie miałem nigdy i nigdy nie będę miał — pewny tego jestem — żadnego powodu do robienia zarzutów ojcu. Jeżeli mój stosunek z nim jest dla mnie przykry, to nie z jego winy, ale z mojej. Przyzwyczaiłem się oddawna być z nim nieszczerym i teraz pokutuję za ten fałsz niemożnością rozmówienia się z nim szczerze. Wiadomo panu, jak jednolitym jest on w swoich pojęciach i jak jest jednocześnie wrażliwym, a nawet drażliwym — i to nie bez powodu. Pomimo całego wykształcenia, jego chłopskie pochodzenie jest zanadto świeże. Nie był on przyzwyczajony od dzieciństwa do życia sfer mieszczańskich, a jego gwałtowność przerażała zawsze moją wrażliwość. Prócz tego jest on idealistą — idealistą krańcowym. Gdzież miał się nauczyć sztuki życia? Z kim miał stosunki? W dziecinnych latach był w szkołach, oderwany od rodziny, z którą rozlączyły go zwyczaje, wykształcenie i wszystko. W Szko-