ucznia, który miał przyjść o drugiej na korepetycyę.
Chciał wykonać odrazu projekt, ułożony natychmiast po dowiedzeniu się od pana Berthier o kradzieży pięciu tysięcy franków i o zwrocie ich przez Antoniego. Profesor odrazu posądził syna o zaciągnięcie pożyczki, lub jakieś inne nadużycie.
Całe oszczędności Monnerona ograniczały się do dość znacznej sumy ubezpieczenia na życie, przeznaczonego dla wdowy w razie jego śmierci.
Nie upłynęło jeszcze nawet pół godziny od powstania od stołu, kiedy już profesor był w biurze Towarzystwa Ubezpieczeń na placu Teatru Francuskiego.
Wyszedłszy ztamtąd, wsiadł do dorożki i kazał się wieźć śpiesznie na Passy, na ulicę Cortambert. Jechał do Barantina, a to z następującego powodu. Urzędnik w biurze Ubezpieczeń oznajmił mu, że na formalności, wymagane przy takiej pożyczce, potrzeba dwóch dni. Józef Monneron polecił mu załatwić wszystko. Ale było mu tak przykro czekać te czterdzieści osiem godzin, że pojechał do swego współwyznawcy prosić go, ażeby mu zaliczył natychmiast potrzebne pięć tysięcy.
Jaką jednak przestrzeń przebył od dwóch godzin na drodze przebaczenia, dowodziło to, że zażądał piętnastu tysięcy pożyczki na swoją ubezpieczeniową polisę, zamiast pięciu.
Użytek, na jaki przeznaczał te pieniądze, nie godził się z surowym programem „marcia głodem”, który tak szorstko wygłosił przed kilku godzinami. Myślał już o tem, ażeby dopomódz Antoniemu do dźwignięcia się z upadku.
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/471
Ta strona została przepisana.