Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/472

Ta strona została przepisana.

Bytność u Barantina miała na celu nietylko prośbę, ażeby mu wpływowy deputowany dał zaraz pieniądze potrzebne na spłacenie Ferranda. Chciał go także prosić o wyrobienie dla Antoniego koncesyl w którejkolwiek z francuskich kolonij. Dziewięć tysięcy franków miały służyć na pierwsze koszta osiedlenia kochanka Anieli d’Aray, zrehabilitowanego już — według profesora — samem zgodzeniem się na wygnanie i pracę.
Nieskazitelnego Barantina nie było w domu. Wyjechał był w przeddzień dla wygłoszenia jednej z tych mów, naszpikowanych potężnemi przenośniami, w których kolega ze Szkoły Normalnej podziwiał zawsze: „wzniosłe przekonania, bronione z taką bezinteresownością!” Wykwint sieni pałacyku, przystrojonej kosztownemi obiciami i obrazami, drewniane schody ubrane zielenią, były jednym więcej dowodem tej „bezinteresowności”.
Józef Monneron bywał dość często w tej zalotnej siedzibie podejrzanego polityka doktrynera, tłómacza Kanta — proroka głoszącego Solidarność, przyjaciela wydziedziczonych — który tu osiadł w przerwie między piastowaniem tek ministeryalnych. Do tej chwili nie przyszło nigdy na myśl utopiście spojrzeć trzeźwem okiem na przepych, który deputowany zawdzięczał „swojej wspaniałomyślnej troskliwości o wszystkie szlachetne sprawy”, jak głosiły dzienniki jego stronnictwa. Ale słowa mają znaczenie podwójne. Zdarzenia ostatnich dni i rozmyślania, przez nie wywołane, musiały jednak głęboko wstrząsnąć naiwną duszą Józefa Monnerona! Poraz pierwszy w tej chwili bezczelny zbytek karyerowicza-demagoga, któ-