rego pamiętał ubogim profesorem, zranił tajemna strunę jego duszy tak dalece, że Monneron odsunął papier listowy i kopertę, które mu na jego żądanie przyniósł lokaj o bezczelnej gębie. Ograniczył się do pozostawienia biletu, na którym nic nie napisał, i wsiadł do dorożki.
Spojrzał na zegarek: było zaledwie pół do drugiej. Miał jeszcze czas powrócić do domu na lekcyę. Powiedział więc adres dorożkarzowi i ruszyli przez ulice, na które zrazu Monneron nie zwracał uwagi, pochłonięty trapiącą myślą, że nie będzie mógł spłacić Ferranda prędzej; jak za dwa albo trzy dni... Dlaczego jednak nagle ustąpiło roztargnienie i zaczął bacznie przyglądać się drodze, którą jedzie dorożka? Przebyła ona aleję Trocadero i Sekwanę przez most Alma i wjeżdżała właśnie na plac Inwalidów. Dlaczego serce ojca, tak przed chwilą nieubłaganego, zaczęło bić coraz mocniej za każdym obrotem kół? Dlaczego na jego twarzy odbiła się wzruszająca rozterka człowieka, walczącego z dwoma przeciwnemi postanowieniami? I dlaczego, chociaż miał czas ograniczony, jeżeli chciał powrócić do domu w porę, ażeby odbyć lekcyę — nagle kazał dorożce stanąć na rogu Esplanady i ulicy San-Domingo, i poszedł pieszo w stronę przeciwną domu, to zwalniając, to przyśpieszając kroku, siadając na ławkach i podnosząc się po chwili?
Ach! szlachetne i wielkie było to serce, pełne ludzkości prawdziwej, prostej, pełne uczucia — ilekroć pycha umysłu nie sprowadziła go na błędne drogi! Myśl, że jego dziecię leży na łożu boleści, zranione, nieszczęśliwe, w jednym z tych domów w pobliżu
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/473
Ta strona została przepisana.