Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/475

Ta strona została przepisana.

bez twego widoku, bo chciałem ci powiedzieć, że po winnaś żyć, że ja tego żądam, że powinnaś wesprzeć się na mnie i wierzyć, że ja cię nigdy nie zawiodę, nigdy!.. Nie mów nic... Nie masz nie do powiedzenia... Odpokutowałaś za wszystko... Czytam na twojej twarzy, ile wycierpiałaś... Miej zaufanie do ojca. Dlaczego nie ufałaś mi przedtem? Ale nie przyszedłem tu, ażeby ci robić wyrzuty. Przyszedłem, ażebyś sama zobaczyła, że wszystko już przebaczone, że kocham cię, jak dawniej...
I mówił tak do swego upadłego dziecięcia w tym przybytku cierpienia, mówił to wszystko, czego, pomimo całej miłości, nie umiał powiedzieć wtedy, kiedy można ją było uratować. Bo wtedy przez długie lata doktrynerskie zasady teoretyka tłumiły jego stosunki z dziećmi, gdy teraz — przy tem łóżku szpitalnem — ocknął się w nim człowiek ludu, którym pozostał w najlepszych strunach swojej duszy, uczuciowością szczerą i pierwotną, wybuchliwą i zupełną. Gdyby był nie rozstawał się nigdy z Quintenas, z rodzinną wioską, z niebieską bluzą i sabotami — nie z innem uczuciem biegłby do chorej córki do szpitala w Annoy, najbliższem miasteczku.
Gdy mówił, łzy spływały po wychudłej twarzyczce Julii, spływały powolne i rzęsiste — łzy ulgi i wdzięczności, łzy słodkiej pociechy, dopóki ojciec nie wyrzekł:
— Matka nic jeszcze nie wie, ale nie martw się. Podejmuję się powiedzieć jej wszystko. Bądź pewna, że ona tak samo będzie myśleć i czuć, jak ja... Wyjedzie z tobą, gdy nadejdzie pora... Nie pójdziesz już do Sèvres, naturalnie. Zostaniesz w do-