zadziwiony jej stanowczym. tonem. — Czy ci się zwierzył?
— Wiem, że jest zakochany...
— A w kim: nalegał Ojciec.
— W Brygidzie Ferrand! — wyrzekła Julia po chwili wahania.
— W Brygidzie Ferrand! — powtórzył Józet Monneron.
Wyraz, z jakim mówił nazwisko córki swego dawnego kolegi, zdradzał tak silne wzruszenie, że Julia nie powiedziała już nic.
Ojciec umilkł także. Ze wszystkich ciosów, które darły na strzępy zasłonę złudzeń, jakiemi od tylu lat się osłaniał, ten cios był może najmniej spodziewany i pod niektóremi względami najboleśniejszy. Profesor wpatrywał się oczyma duszy w ten ostatni strzępek z rodzajem przerażenia, które tak dobrze wyraził jego ukochany starożytny poeta, namiętny i tkliwy Wirgiliusz w wierszu, którego piękność Monneron podnosił często w oczach uczniów, olśnionych jego wykładem. To jest ten ustęp z „Georgik,” gdy Orfeusz odwraca się, aby spojrzeć na. Eurydykę:
Ibi omnis
Jakże byłaby odpowiednią w tej chwili ta cytata, gdyby ojciec rodziny, który widział takie: „serce zwyciężone, wszystkie swe wysiłki zmarnowane, rozsiane, rozrzucone po ziemi,” mógł się zdobyć na to, jak miał we zwyczaju, pożyczyć od starożytnej poezyi formy dla wyrażenia swych uczuć!