tak surowych zasad, nie zgodziliby się nigdy na to małżeństwo... Powinnam się usunąć... Niech przynajmniej jedno z nas będzie szczęśliwe!...
Zaledwie wyrzekła te słowa, już uczuła ich okrucieństwo i wziąwszy rękę ojca, wpatrzyła się w niego, jak gdyby usprawiedliwiając się z tego, co powiedziała. Nie mogła już jednak cofnąć swoich słów i gdy dozorczyni, która odeszła, ażeby im pozostawić zupełną swobodę, powróciła, ostrzegając, że minął czas, naznaczony przez doktora na każde odwiedziny, ojciec odszedł, unosząc słowa córki, jak strzałę utkwioną i złamaną w sercu:
— „Niech przynajmniej jedno z nas będzie szczęśliwe!”
Pracować, jak on, przez lat przeszło czterdzieści od chwili wstąpienia do szkół w Tournon do tej pory; odmawiać sobie, jak się tem chełpił naiwnie, wszystkich przyjemności, nawet najdrobniejszych, za młodu przez zapał do nauki, później przez poświęcenie dla rodziny; rządzić się rozumem we wszystkich ważnych i drobnych zdarzeniach życia; bezinteresownie łączyć się z temi prądami życia krajowego i swojej epoki, które uznawał za najsprawiedliwsze; założyć rodzinę na podstawie najszczerszych przekonań — i usłyszeć od jednego z dzieci świadectwo zupełnego bankructwa całej pracy długiego życia — świadectwo wyrzeczone temi kilku słowami, których prawdę tak dalece odczuł, że nie miał na nie odpowiedzi — co za rozpacz!
Zostawszy sam ze swemi myślami na chodniku ulicy Oudinot, Józef Monneron zapadł w smutek jeszcze głębszy, niż po rozmowie z Janem.
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/479
Ta strona została przepisana.