go popędu, który zamienił się w bolesne onieśmielenie, kiedy go służący wprowadził po chwili do gabinetu filozofa, gdzie portret Armanda d’Andilly zawieszony na ścianie pomiędzy dwiema bibliotecznemi szafami, rzucał na cały pokój urok zadumanej powagi, a przez wysokie okna wpływało łagodne światło. Na tem tle starych boazeryj i starożytnych ksiąg, biurko, zarzucone papierami, świadczyło o pracowitości filozofa, a młodzieńczy wdzięk Brygidy Ferrand uczynił wrażenie prawie bolesne na tym biednym, zapracowanym nauczycielu, który był także ojcem Julii. Różnica była zanadto rażąca pomiędzy losem jego — improwizowanego urzędnika, zawisłego od lada wypadku, dręczonngo materyalnemi kłopotami — a spokojnemi wczasami umysłu, które jego kolega zawdzięczał długiemu szeregowi pokoleń zamożnej swej rodziny.
Okrutnem było zestawienie dziewczyny, która padła ofiarą uwodziciela dlatego, że ją źle wychowano, że jej nie strzeżono, że miała złe otoczenie, którą profesor widział przed chwilą na łożu boleści, z tą czystą, piękną istotą, otoczoną szczęściem i opieką, która w pokoju ojca przyjęła go drżąca.
Błękitne jej oczy zdradzały głębokie wzruszenie, a policzki zarumienione były silnym rumieńcem, przy którym odbijały jeszcze świetniej jej piękne, jasne włosy.
Brygida powstała od stolika, na którym stała maszyna do pisania, z klawiszami podobnemi do maleńkiego fortepianu, z założoną ćwiartką papieru. Rę-
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/485
Ta strona została przepisana.