kopis, leżący obok, świadczył o zajęciu skromnej i cierpliwej współpracowniczki.
Śliczne dziecko oddawało się temu z zapałem uwielbienia, jakie w niej budziły dzieła nowożytnego Bonalda, który był jej ojcem, i po którym odziedziczyła duszę i przekonania.
Widok ojca Jana, kochanego przez nią i kochającego, wzruszył ją do tego stopnia, że zabrakło jej głosu, aby odpowiedzieć na zapytanie gościa, niemniej od niej wzruszonego:
— Ośmieliłem się prosić o zobaczenie się z panią — zaczął profesor — bo chciałem koniecznie widzieć się dziś z ojcem. Sądziłem, że może pani wiadomo, o której godzinie mógłbym mieć nadzieję zastania go...
— Powróci zaraz — odrzekła Brygida. — Wyszedł po śniadaniu do mojej siostry, na ulicę Notre-Dame des Champs. Dziwię się nawet, że dotąd nie powrócił.
Nastało milczenie.
Brygida nie wiedząc o tragicznych wydarzeniach, zaszłych w rodzinie Monneronów w ciągu ostatniego tygodnia, przypisywała przyjście ojca Jana rozmowie, jaką jej ojciec miał z nim właśnie tydzień temu...
Jan musiał powiedzieć wszystko panu Monneron. Pewnie przynosi on dziś odpowiedź mającą rozstrzygnąć o jej szczęściu lub nieszczęściu, a dla jej duszy tak głęboko, tak silnie wierzącej, szło tu o coś więcej jeszcze.
Wiara jej była tak silna, że spodziewała się od-
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/486
Ta strona została przepisana.