powiedzi pomyślnej, o którą tak gorąco się modliła. Dlatego wówczas powiedziała z całą naiwnością:
— Zdaje mi się, że otrzymałam obietnicę!
Ale była też zanadto kochana, ażeby nie miała obawiać się tej wiekuistej groźby złych losów, którą zawsze — od tylu wieków — zakochani czują zawieszoną nad swoją miłością.
I teraz widziała ją przed sobą — tę groźbę czytała ją w twarzy tego człowieka, wpatrującego się w nią wzrokiem, w którym przebijało się tak wielkie pomieszanie, że ją musiało zaniepokoić.
Porównanie swego losu z losem Wiktora Ferranda, swojej córki z Brygidą, było zbyt gorzkie dla Józefa Monneron.
Uczucie nieprzyjaźni, z którem tu dążył, wzmogło się jeszcze.
A jednak, czy mógłby się oprzeć urokowi tego delikatnego kwiatu, tej dziewicy z myślącem czołem?
U ludzi, których młodość była bardzo czysta i którzy zawsze mieli głęboki szacunek dla kobiet, pozostaje wielka wrażliwość na widok niewinnej dziewczyny, jej wdzięku i poetyczności.
Więc czy mógł profesor nie uledz wzruszeniu na myśl, że ta cudowna twarz obudziła pierwszą miłość w sercu jego syna?
Mieszanina niechęci i rozczulenia odzywała, się w jego głosie, gdy wymawiał te banalne słowa. Ale w takiem położeniu, w jakiem były względem siebie te dwie istoty, najpospolitsze zdania nabierają z samego położenia rzeczy barwy sympatyi lub niechęci.
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/487
Ta strona została przepisana.