Nagła zmiana w zachowaniu Monmnerona dopełniła miary jej wzruszenia.
Przez chwilę nie mogła zapanować nad swem-nerwami zbyt głęboko wstrząśniętemi i łzy stanęły jej w oczach.
Profesor zobaczył te łzy, zbierające się w słodkich. niebieskich oczach, a potem spływające po długich rzęsach na rozpalone policzki.
I jego wzruszenie także doszło do szczytu. I znowu ojciec wziął górę nad zgorzkniałym fanatykiem.
Uwierzył, że w tej tkliwej miłości czystego serca jest szczęście jego syna, i z cicha, jakby lękał się swego zapytania, wyrzekł:
— Więc kochasz Jana? Kochasz go?
Brygida spojrzała na niego oczami pełnemi przerażenia, w których błysnęła jednocześnie radość nagła, głęboka, szalona prawie...
Śmiertelna bladość okryła jej twarz; a potem myśl o tajemnicy, z którą się zdradziła, oblała ją rumieńcem, powieki przysłoniły oczy i Brygida powstawszy nagle, wybiegła z pokoju, zanim Józef Monneron zdążył ją zatrzymać.
Stał na środku pokoju, jak skamieniały, wzruszony do głębi duszy tą sceną niemą, a tak wymowną, gdy nadszedł pan tego cichego schronienia, mistrz władający duszami ludzkiemi, z którym Monneron postanowił stoczyć walkę o duszę swojego Syna — Wiktor Ferrand we własnej osobie.
— Jak się masz, Monneron?
— Jak się masz, Ferrand?
Koledzy wyrzekli słowa powitania takim samym
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/490
Ta strona została przepisana.