Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/491

Ta strona została przepisana.

tonem, jakim przemawiali do siebie niegdyś, witając się na dziedzińcu szkoły przed rokiem 1870, a teraz był rok 1900!
Dźwięk i nagięcie głosu, jak spjrzenie i ruchy, najmniej podlegają zmianie z upływem czasu i ojciec Jana przemówił do ojca Brygidy głosem, wywołującym wspomnienia dawnych rozpraw, jakie poprzedziły ich rozejście się w życiu:
— Ferrand! Dowiedziałem się, że pożyczyłeś pieniędzy mojemu synowi i to znaczną sumę... Chciałem ci powiedzieć, że pieniądze będą ci zwrócone w ciągu trzech dni — prędzej nie mogę... Chciałem ci podziękować i zrobić wymówkę dlaczego mnie nie zawiadomiłeś?... Ale mniejsza o to — dodał, odpowiadając na ruch Ferranda. — Idzie mi o co innego, o czem się dowiedziałem, a co jest zbyt ważne, ażebym mógł przemilczeć... Ferrand! odwołuję się do wszystkich wspomnień naszej młodości... Proszę cię, ażebyś mi odpowiedział z zupełną szczerością, tak samo, jak ja zapytuję: Mój syn, Jan, bywa u ciebie. Przesiaduje tu ciągle... Czy nie zwróciłeś uwagi na to, że jest zajęty twoją córką?
— Kocha moją córkę — odrzekł Ferrand po chwili wahania, wywołanego zdziwieniem. — Wiem o tem...
— I wiesz o tem, że i ona jego kocha? — pytał dalej Monneron.
— Wiem — odpowiedział Ferrand — i twój syn wie o tem także. Ja sam uważałem za obowiązek powiedzieć mu to, gdy mnie prosił o jej rękę...
Prosił o jej rękę! — zawołał Monneron. — I ty pozwoliłeś na to! Nie powiedziałeś mu, że powinien