Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/492

Ta strona została przepisana.

najpierwej ze mną się rozmówić? I on sam nie czuł potrzeby zwierzenia się przedemną!... — dodał z głęboką boleścią. — Nie uważał mnie za swego przyjaciela, za swego najlepszego przyjaciela!... Ach! więc on nie ma do mnie żadnego przywiązania!...
— Nie mów tego — przerwał Ferrand żywo — i nie myśl tak, Monneron... Dał ci najlepszy dowód przywiązania... Cofnął się przed srogą próbą, na jaką musiałby wystawić twoje serce... Nie byłbym ci nigdy mówił o tem... Ale masz słuszność, powinienem być zupełnie, najzupełniej szczery z tobą... Znasz moje przekonania — dodał po chwili nowego wahania. — Brygida ma takie same. Małżeństwo dla nas, to coś więcej, niż prawna umowa — to Sakrament. Odpowiedziałem Janowi, że córkę moją mogę oddać tylko prawowiernemu katolikowi... On wie jakie są twoje przekonania. Uląkł się zmartwienia, któreby ci musiał sprawić i poświęcił swoją miłość dla ciebie... I czy możesz teraz jeszcze mówić, że on cię nie kocha?!
— Ale ja nie mogę przyjąć tej ofiary! — odparł Józef Monneron.
Nagłe wmieszanie do ich rozmowy kwestyi religijnej zbudziło w nim odrazu ideologa i fanatyka,
— Tak — powtórzył cierpko — nie przyjmuję tego poświęcenia. Mój syn jest wolny i wie o tem. Mówiłem mu to zawsze i powtórzyłem jeszcze dziś rano... Gdy przyjdzie do mnie i powie: „Przyjąłem katolicyzm”, nie zrobię mu żadnej uwagi, żadnego wyrzutu. I to jest właśnie różnica między nami, Ferrand. Ja zanadto. szanuję prawa sumienia, ażebym sobie pozwolił łączyć z kwestyą uczucia to, co powinno być