zgodzić się na nie. Tak — powtórzył z większą jeszcze stanowczością — postanowiłem przyjąć katolicyzm, który nasi naddziadowie wyznawali przez długie wieki. Chcę się — zanurzyć w prądach dawnej Francji. Nie mogę żyć oderwany od moich zmarłych. Odnalazłem ich wiarę i nie dam jej już zagasnąć...
— Ich wiarę?! — zawołał Crémieux-Dax. — Ty chcesz przyjąć katolicyzm? Ty? Nie mów mi tego! To być nie może! Człowiek z umysłem tak rozwiniętym, jak ty, nie może się pogodzić z katolicyzmem...
— A jednak mój rozwinięty umysł doprowadził mnie do niego — odrzekł Jan Monneron.
I dodal po chwili:
— I zostanę katolikiem...
— Czy powiedziałeś ojcu o tem? zapytał Crémieux-Dax po długiem milczeniu.
— Powiedziałem tyle, że się domyślił; odparł Jan.
— Jeżeli tak jest — zaczął po chwili założyciel Tołstojowskiego Związku — niemam już nie do czynienia u ciebie... Stoisz po drugiej stronie barykady. Nie znamy się już...
— Chcesz ze mną zerwać? — zawołał San z żywością.
— Uprzedzam cię tylko o tem — odparł Crémieux-Dax z goryczą, w której odzywało się coś więcej, oprócz rewolucyjnej namiętności.
Najtajniejsze uczucie i najżałośniejsze, żyjące w głębi jego żydowskiej duszy — wstręt i obawę tego ghetto moralności — zdradziły jego słowa, gdy dodał:
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/501
Ta strona została przepisana.