Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/502

Ta strona została przepisana.

— Może przyjdzie chwila, kiedy się zarumienisz na myśl, że byłeś moim przyjacielem... Przez wspomnienie naszej młodości wolę sobie oszczędzić tego widoku... Żegnam cię...
— Jeżeli tak stawiasz kwestyę — i ja cię żegnam! — odpowiedział oburzony Jan.
Gwałtowne zerwanie z tak kochanym przyjacielem, którego zaciekłą nietolerancyę poznał dopiero w tej chwili, było ostatnim, ciężkim ciosem dla brata Antoniego i Julii. Kielich goryczy wypróżniony był już do dna. Pierwszą pociechą był dla niego niespodziewany powrót tego samego Crémieux — Daxa; który wyszedł, nie podając mu ręki, a teraz wrócił po upływie kwadransa.
— Nie mogę rozstać się z tobą w taki sposób — powiedział ten dziwny chłopiec. — Musimy podać sobie ręce... Nie miej do mnie żalu, że się tak uniosłem przed chwilą. Było to dla mnie taką boleścią...
— Ale dlaczego? — nalegał Jan. — Czy nie możemy pozostać w przyjaźni, pomimo odrębnych przekonań?
— Nie! — odrzekł stanowczo Crémieux-Dax ze smutkiem, jakiego nigdy jeszcze nie widział w nim Jan. — Możemy zachowywać się względem siebie przyjaźnie, ale nasz stary autor miał słuszność:
Idem vele, idem nolle, ea demum amicitia est”.
— Niema przyjaźni, jak mniema rodziny, bez wspólności wierzeń, Mieliśmy tę wspólność. Nie mamy jej już teraz. Nie będziemy już żyć wspólnem życiem umysłu, ani wspólnem uczuciem serca. Nie możemy oprzeć się temu, że nasze przekonania unio-