Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/51

Ta strona została przepisana.

we, na dowód, jak niesłychanie drażliwym jest mój ojciec, gdy tylko wchodzą w grę jego ukochane dogmaty. Wiara w Rewolucyę jest jednym z tych dogmatów. Nienawiść względem Kościoła drugim. Nie mówiliśmy o nich nigdy, nie chciałem go urazić. Łudzi się on, że ja podzielam jego zachwyty i wstręty. Nie miałem odwagi wyprowadzać go z błędu. To brak odwagi — wiem o tem. Będę już szczerym do końca, mój drogi mistrzu. Przypisując mi sympatye dla katolicyzmu, mylisz się pan. Pociąga on mnie ku sobie — nie przeczę. Ale to tylko przez reakcyę, bo organizacya katolicyzmu jest jedynem lekarstwem na anarchię umysłową i moralną, która mną miota, i która miota moją rodziną. To myśl moja zwraca się do katolicyzmu, mój rozum, ale sympatya moja jest gdzieindziej. Jest ona po stronie utopii rewolucyjnych. Widzę ich braki. Przekonałem się świeżo w założonym przez kilku moich kolegów i przezemnie Związku, który chcieliśmy uczynić czemś nakształt setllementów angielskich i amerykańskich — przekonałem się dowodnie, z czem spotykają się ludzie wykształceni, którzy chcą zbliżyć się do ludu. Przewidywałem od początku zawód, a pomimo to rzuciłem się w to z zapałem. I ja także, jak mój ojciec, chciałem się łudzić dobrowolnie — prowadzić w dalszym ciągu jego dzieło, być jego pocieszycielem. Gdym pokochał pannę Brygidę, ileż razy mówiłem sobie, że nie powinienem poddawać się temu uczuciu, że mój ojciec cierpiałby widząc syna ożenionego z kobietą religijną. Powiem wszystko... Daruj mi. Wie-