wszy słowa ojca „nie zgadza się.“ Powieki jej drgały przez chwilę, a potem dodała z niepokojem:
— Chciałabym cię zapytać, ojcze, o jedno, i prosić, ażebyś mi odpowiedział szczerze, bez względu na boleść, jakąby mi to mogło sprawić... Mówiłeś z nim szczerze, nieprawdaż? Zajrzałeś w głąb jego serca... Jak myślisz, czy on mnie kocha? Tak, czy nie?
Ojciec zawahał się przez chwilę, a potem odpowiedział jak człowiek, który raz na zawsze postanowił iść drogą bezwzględnej prawdy, nie zważając na niebezpieczne następstwa.
— Tak, Brygido, myślę, że on cię kocha...
— Ach! dzięki ci, ojcze! — zawołała Brygida. — Dodałeś mi sił doczekania, choćby najdłużej!
Uściskała ojca z wybuchem wdzięczności i otarłszy łzy, które spływały z jej oczu, dodała:
— Teraz przyrzekam ci, że nie będę już o nim mówiła. Będziesz ze mnie zadowolony. Potrafię dźwigać swój krzyż...
Ojciec znał ją zanadto dobrze, ażeby miał wątpić o dotrzymaniu obietnicy, uczynionej z taką prostotą, obietnicy, której dotrzymała przez cały upłyniony. Wiedział i to, że pomimo milczenia, dusza jej będzie równie przezroczystą, jak dotąd.
I nasunęło mu się mimowolne porównanie z tem,
Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/57
Ta strona została przepisana.