Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/63

Ta strona została przepisana.

bezpiecznych podstaw, na jakich ojciec jego zbudował swą rodzinę. Wyznał nieważność szczerego porozumienia się, odsłonięcia głębi duszy, pomimo wspólnego pożycia, przed spaczonym doktrynerstwem profesorem, zaślepiającym się dobrowolnie wobec zbyt przykrej rzeczywistości. Co więcej, wyznał swoje obawy co do najstarszego brata, który z brutalną chciwością plebejusza, tak niebezpieczną u ludzi bez tradycyi i środowiska, któreby dla nich mogły być hamulcem, rwał się do zabaw i zbytku. Posunął się nawet do wzmianki o siostrze. Z tej właśnie strony widział on groźbę dla szczęścia rodziców. Nie wspomniał tylko nic o matce.
A jednak wśród tych twarzy znajomych, które obawiał się ujrzeć za parę chwil, zebrane przy stole rodzinnym, żadna nie była dla niego takiem źródłem smutku, jak twarz matki. Południowa wylewność charakteru pani Monneron zrobiła jej opinię osoby dobrej. Jan wiedział, że matka go nie kocha. Zdawał sobie dokładnie sprawę i z tego, że wśród żywiołów, rozkładających życie ojca, ta matka była jednym z najgłówniejszych: kobieta poziomych instynktów, bez rozsądku, próżna i niegospodarna. Tego tylko nie rozumiał, że i to małżeństwo, tak jak i to wszystko, nie było dziełem przypadku. Przyjrzawszy się bacznie człowiekowi, można się przekonać, że jego małżeństwo jest zawsze następstwem’ jego usposobienia. Małżeńswo Józefa Monneron było logicznym wynikiem jego pochodzenia. Syn chłopa, który wyszedł na „pana,” jeden tylko z całej rodziny,