Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/66

Ta strona została przepisana.

uczucia, zdawało mu się, że to uczucie mimowolne, które taił starannie, jest grzechem przeciwko rodzicom. I teraz dochodząc do domu, wyrzucał sobie, że z całej rodziny, której widoku tak się obawiał, najboleśniejszem będzie dla niego spotkanie się z matką, której zawdzięczał życie i którą ojciec kochał za czasów młodości.
— Jak ja kocham Brygidę... — pomyślał. — Czy to być może? Ależ tak — dość spojrzeć na jej portret z czasów, gdy była narzeczoną. Była wtedy śliczna. Zawiele miała kłopotów w tem ciężkiem życiu oto powód zmiany. Ojciec nie miał czasu zajmować się nią i kształcić — nie miał ani czasu, ani sił, ani pieniędzy. Za dużo pracował za domem. Całe życie przeżyli w ubóstwie. I my wszyscy jesteśmy biedacy. Powinniśmy byli zostać w rodzinnych stronach: ojciec powinien był pozostać chłopem, jak jego ojciec, i ja tak samo, powinniśmy byli pracować na roli i zbierać z oszczędności kapitalik. A wtedy dopiero mogliśmy się dźwignąć w górę. Ach! nie mieszkać w Paryżu! nie mieszkać w tym domu!...
To westchnienie, w którem streszczało się potępienie całej rodziny pod wpływem gorzkich przejść tego dnia, nasunęło mu mimowolne porównanie. Zestawiał w myśli starą siedzibę mieszczańską — prostą i skromną w dodatniem znaczeniu tego wyrazu — którą zamieszkiwał Ferrand, z olbrzymiemi nowemi koszarami „modern style“, z tuzinkowemi ornamentami, z oknami o kolorowych szybach, z fałszywym pozorem taniej elegancyi, gdzie próżność pani Monneron usadowiła męża