Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/90

Ta strona została przepisana.

W chwili, gdy Antoni kładł paltot, Jan powiedział:
— Żałuję, że wychodzisz. Tak bardzo chciałem pomówić z tobą o jednej rzeczy, która mnie niepokoi...
— O czem? — zapytał Antoni, którego oczy, przed chwilą szczere, przysłonił nagle cień.
— O Juli... — wyrzekł Jan i dodał, patrząc badawczo na brata. — Czy nie uważałeś, że Ramesnil kręci się koło niej?
— To już jej rzecz, mój drogi chłopcze — odpowiedział Antoni.
Niepostrzeżony uśmiech przemknął przez jego usta i cień w oczach rozpłynął się. Lękał się widocznie innego zapytania, może o swoje wydatki i źródła, zkąd czerpał na ich zaspokojenie.
— Tak — dodał z naciskiem — nie lubię, kiedy się kto miesza do moich interesów, więc naturalnie, i ja nie mieszam się do cudzych. Każdy dla siebie, to moja zasada. Cóżbyś w tem widział złego, gdyby Julia doprowadziła twego przyjaciela do ożenienia się z nią? Lepiejby to było dla niej, niż uczyć gramatyki i komentować „Pieśń Rolanda” młodym dzieciom w Carpentras lub w innej jakiej szkole. Da ona sobie radę, ta nasza siostrzyczka, lepiej od ciebie, rozumie się na tem, jak ja. Wiemy oboje, że na tym świecie od końca do końca jedno tylko prawo rządzi: walka o byt. Więc i ona walczy na swój sposób, ta mała. Czy chcesz posłuchać mojej ra-