Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/95

Ta strona została przepisana.

dym — pozwalał sobie na jednę tylko fajkę po każdym posiłku — i czytał maleńki tomik Eschylesa. Pod ręką, ułożone porządnie — bo porządek był jedną z właściwości tej ascetycznej natury — leżało kilka ulubionych książek. Tytuły ich objaśnią najlepiej charakter źle zrównoważonego umysłu tego niedorzecznego marzyciela i zarazem zapalonego wielbiciela arcydzieł, Był tam „Eschyles i Sofokles”, „Wirgiliusz”, a przy nim „Umowa społeczna” J. J. Rousseau, „Sprawiedliwość Rewolucyi i Kościoła” Proudhona, „Kary” W. Hugo — i jako kontrast z temi dziełami rewolucyjnemi „Charaktery” La Bruniera.
— To ty, Janie? — przemówił profesor, podnosząc głowę i ukazując twarz jakby przemienioną, na której nie było śladu fanatyzmu, ani smutku wywołanego szorstką odpowiedzią Antoniego.
Teraz był to już tylko artysta, znawca poezyi — artysta zgnębiony życiem, który nie mógł się zdobyć na stworzenie dzieła, na objawienie swego talentu, ale zdolny do odczuwania piękna i marzenia, które uśmiechało się w jego oczach pozbawionych troski w pogodnie uśmiechniętych ustach.
— Widzisz. Skorzystałem z wolnego dnia i wziąłem się do czytania. Będę czytał całe popołudnie. Skończyłem rano poprawianie zadań. Jakaż to poezya tych Greków, jaka subtelność wyrażeń, przy których wszystko inne wydaje się pospolite. Posłuchaj tylko strofy drugiego chóru:
„Pożerany tęsknotą za tą, która pozostała za morzami, błąka się on jak widmo po swym pałacu.