Strona:PL P Bourget Po szczeblach.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Podał Janowi tomik, który nie opuszczał go od chwili nabycia na straganie w pierwszym roku pobytu w ukochanej Szkole Normalnej.
Młodzieniec zaczął deklamować grecki wiersz, którego wyrazy powtarzał ojciec umiejący go na pamięć...
Czy podobna zdobyć się na odwagę i zbudzić marzyciela ze snu, jeżeli ten sen jest bezwiedny? A jeśli Monneron pogrążał się w nim z całą świadomością, uciekając w idealne krainy od trosk rzeczywistości — czy można mieć odwagę sprowadzenia go na ziemię?
Wymawiając greckie słowa, Jan słuchał głosu duszy, który mu szeptał inne wiersze, marne, niegodne stanąć obok Agamemnona i starożytności greckich:

„Mój syn będzie mi pocieszycielem...”

I dlatego wyszedł z gabinetu ojca w pół godziny potem, nie wspomniawszy mu ani o podejrzeniach względem Julii, ani o niebezpiecznej tajemniczości życia, jakie prowadził Antoni, ani o bezecnej książce, pozostawionej przez Kacpra w salonie, ani o sobie i o tragicznej rozterce pomiędzy sercem a sumieniem, której był ofiarą.
— I poco? — zapytywał siebie, jak to czynił już tyle razy.
Wyszedł z domu i szedł, szedł przed siebie machinalnie, usiłując ruchem przytłumić rozpacz,