miał tego sposobu oszukiwania przerażającej samotności, a czas ten powrócił. Czy ja wiem dlaczego? Z powodu pory roku, prawdopodobnie, i rocznicy, za sprawą tego serca zwłaszcza, które nie chce, które nie umie przyjść do rozumu i które teraz z upodobaniem przyczynia sobie cierpień dla wrażenia czucia. W dwudziestym piątym roku życia miałem przynajmniej tę wymówkę w mojej szalonej pogoni za wzruszeniem, że chciałem żyd. Żyłem. Chciałem kochać i być kochany. Jakiegoż nowego porywu zachciało mi się dla serca postarzałego?... Ale odbiegam ponownie... Spisujmy fakty.
Fakt pierwszy, który mnie zniewolił do nagłego wyjazdu z Nizzy: nieznośne rozdrażnienie, w jakie nagle wprawił mnie początek stosunku z panią Osinine o tym właśnie czasie! Rozmawiałem kilkakrotnie z Montchal’em i doprowadziłem go do tego — co mi przyszło łatwiej, niż się spodziewałem — że mi opowiadał o Ewelinie Duvernay, wymieniając jej nazwisko i to wystarczyło, żeby mi znów przypomnieć przeszłość z całą siłą; nowa przygoda zaś nużyła mnie banalnością, zanim prawie się zaczęła. — Fakt drugi: to, co Montchal mi powiedział o sobie w toku tych różnych rozmów i pewno zdanie, które wykazało, iż miał stanowczy projekt świetnego i blizkiego małżeństwa. Ten szyderca Jakób miał słuszność, nazywając historyę z Łucyą „konającym — blaskiem celibatu!...”
Ostatniego wieczora pobytu Montchal’a w Nizzy,
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/112
Ta strona została przepisana.