przynajmniej ostatnią, Daję sobie słowo honoru, że wyjadę jutro pierwszym rannym pociągiem do Nizzy, nie powróciwszy już do willi „des Cystes..” Tym razem słowa dotrzymam. Boże! Jakże to będzie ciężko.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
...Jaki ja byłem szalony, wierząc, że mógłbym znieść zrzeczenie się tego, co było szczęściem mojej młodości, a co cudem odnalazłem właśnie w chwili, gdy ta młodość się kończy, gdy dobiegam wieku oschłości wewnętrznej i ostatecznych abdykacyj, że zdławię serce, gdy nanowo zaczyna drgać życiem, krwawić, wezbrane taką pełnią pragnień, tuką siłą wrażliwości, do jakiej nie sądziłem się już zdolny! I dlaczego? Dlaczego? Jakiemiż niewolnikami przesądów: pozostają ludzie najwolniejsi, ci, którzy zawsze walczyli z sobą przeciw niewolnictwu opinii! Tak, dlaczego opuściłem to spokojne miasteczko Hyères, gdzie moje biedne, starzejące się serce rozgrzało się i odmłodziło? Dlaczego porzuciłem to przecudne dziecko, które mnie kochało, które mnie kocha, które widzę ciągle opierające się jedną ręką o drzewo, gdy chciałam je przyciągnąć do siebie, i wypuszczające z drugiej koszyk, zkąd potoczyły się róże? Czeka na mnie, woła mnie cichutko i rozpacza. Dlaczego przy-