Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Tak, były to trzy ostrzeżenia, z których każde miało swoje znaczenie. Pierwsze wykazywało mi w mojem własnem sercu podstawę przyszłych zatargów między wzruszeniami dawnemi a nowemi. Drugie odsłoniło mi w sercu narzeczonej również wspomnienia — mnie, takiemu udręczonemu własnemi — wspomnienia z dzieciństwa, całą indywidualność odrębną, która z konieczności, prędzej czy później, przeciwstawi się w duszy mojej wizyi jej matki. Trzecie odwoływało się do mojego poczucia moralności. Nie usłuchałem żadnego, gdy wolno mi jeszcze było cofnąć się przed zobowiązaniem nieodwołalnem. Trzeba wyznać wszystko. Te wrażenia były takie przelotne, takie szybkie! Czyż mogłem odgadnąć, że się wzmogą wraz z pożyciem zupełnem, o którem mówiono mi tak często, że jest najpotężniejszym czynnikiem złączenia, czynnikiem, któremu nie oprze się żadne nieporozumienie? A dla mnie to pożycie stało się czynnikiem rozłąki, zbudzeniem nagłem ze snu, w którym się lubowałem...
Zaczęło się to w wagonie, którym wyjechaliśmy z Paryża, wieczorem, po ślubie. Wyruszyliśmy o godzinie czwartej, ażeby stanąć w Auxonne przed północą. Tam mieliśmy zastać powóz i w ciągu czterdziestu minut zajechać nim do domku w Ouradoux, który odziedziczyłem po ojcu, a gdzie bawiłem się będąc małem dzieckiem. Gdy pociąg ruszył, Ewelina, z wyrazem wielkiego wzruszenia na twarzy, zwróciła się ku mnie. Z własnego popędu przytuliła się do