zmysłowym i skupionym, który przebija się w tajemniczym wdzięku ich Madon i Herodyad, w szlachetności typu, jaką nadają obliczom swoich starców.
Przypomniałem sobie jedną myśl da Vinci’ego, czytaną niegdyś, i przytoczyłem ją Ewelinie, tłómacząc za razem.
— Siccome una giornata bene spesa dà lieto dormire, cosi una vita bene usata dà lieto morire... Podobnie jak dzień, dobrze zużytkowany, daje sen wesoły, tak samo życie, użytecznie spędzone, dodaje wesela śmierci... Ten piękny frazes, to niby wieczór włoski — mówiłem, — To wieczór dzisiejszy. I to również obraz starości tych starców... Przypominam sobie, że słowa te obudziły we mnie odrazu niesłychany podziw, gdy je wyczytałem, nie pamiętam gdzie, podczas mego pierwszego pobytu we Włoszech przed laty sześciu...
Nauczyłem ich się na pamięć i, jak widzisz, nie zapomniałem.
— Przed sześciu laty — powtórzyła Ewelina — miałam wówczas czternaście... — Zadumała się i mówiła dalej: — Nie mogę się oprzeć smutkowi na myśl, żeś ty przeżył tyle uczuć, że znasz już tyle rzeczy dla mnie takich nowych... Gdy opowiesz mi jaki szczegół, choćby najdrobniejszy, taki jak ten właśnie, dotyczący twojej przeszłości, jestem uszczęśliwiona. A zdarza ci się to tak rzadko!... Tak, tak — ciągnęła dalej — rozmawiając że mną, jak przez te dni ostatnie, z tkliwością, za którą jestem ci taka wdzięczna, mówisz mi o wszystkiem, tylko nie o sobie... Czy
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/188
Ta strona została przepisana.