prawie dziecięcy. Piętno słabej, bezbronnej młodzieńczości, jakby wyciśnięte na całej postaci, potęgowało jeszcze moc cierpienia, jakie się odbijało na ładnej twarzyczce. Widok tego dziecka, zanoszącego się od płaczu, w otoczeniu przyrody, która każdym szczegółem powinna była mówić mu w tym wieku o szczęściu i nadziei, obudził w Filipie zajęcie tak żywe, że instynktownie i, zapominając, że to nieznajoma, postąpił ku niej. Teraz usłyszała go młoda dziewczyna. Zerwała się i wydała stłumiony okrzyk. Wystarczyło to, aby niedyskretny rzucił się w tył, przepraszając niezrozumiale, i z purpury wstydu na licach powrócił do swego pokoju, wstrząśnięty do głębi wzruszeniem, które zrazu, przysłuchując się, jak nieznajoma zamykała okno ręką, drżącą najwyraźniej z oburzenia — chciał przypisać tylko wyrzutom z powodu tej niczem niewytłómaczonej ciekawości.
Dzwonek obiadowy, który rozległ się po raz pierwszy w tejże prawie chwili, dowiódł nagle bohaterowi tej sceny niemej, że owo wzburzenie nie było prostem zmieszaniem się człowieka światowego, zaskoczonego w postawie dwuznacznej. Zaledwie Filip usłyszał ten dźwięk, powiedział sobie: „Ona będzie w sali jadalnej, zobaczę ją.”
Myśl o spotkaniu z nią po tem, co zaszło, sprawiła mu taką przykrość, że wstał, by zadzwonić i kazać przynieść sobie obiad do pokoju. Wszelako, gdy przytknął już palec do guzika, nie przycisnął go stokroć przykrzejszem było mu opuścić w taki sposób jedyną może sposobność ponownego ujrzenia tej
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/21
Ta strona została przepisana.