Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/210

Ta strona została przepisana.

gdyby fale przynosiły memu sercu wołanie serca Eweliny. Rzecz szczególna! Wrażenie, że pozostawiłem ją na pastwę smutkowi, zagłuszyło na razie we nuie wszystkie inne uczucia. Cofnęło się nawet widmo Antoniny. Litość, jaką mam dla żywej, byłażby jedyną moją bronią przeciw biednej umarłej, która już nie czuć nie może? Czyżby w tem, w tem jedynie tkwiła siła zapomnienia, jaką pragnę wykrzesać z mej woli? Z mej woli? Jakgdybym miał wolę! Jakgdyby wolą u mnie nie było jedynie silniejsze uczucie!... Ale oto 1 ono, owo silniejsze uczucie, które mi dopomoże do Życia. Jest niem litość. Ach! ulegnijmy jej. Poddajmy się tej fali niewysłowionego wzruszenia, która tryska z mej duszy pod wpływem cierpienia Eweliny, i zaciera, zalewa wprost wszystko... Reszta, wspomnienia, żale, porównania, wyrzuty sumienia to pojęcia, czczy i niepotrzebny wir pojęć. Rzeczywistością istotną i bolesną jest tylko jej cierpienie. Rzeczywistością jest też i fakt, że litość dla niej każe mi ją kochać, Trzeba, ażeby wiedziała o tem, ażeby to widziała. Nie, nie pozostanę tu, nie będę już usiłował się przezwyciężać. Przezwyciężać się? Dlaczego pragnąłem tego? Żeby módz dać jej trochę szczęścia. Czyż nie zazna go, gdy jutro zobaczy, że wracam, nie mogąc znieść dłużej nawet tego krótkiego rozłączenia?... Ale jeśli złe godziny powrócą? Niech powracają! Przeżyjemy, bądź co bądź, tę, w której czytać będę w jej oczach radość bezmierną z mego powrotu, a ona w moich ża bezgraniczny, żem wyjeżdżał.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .