Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/228

Ta strona została przepisana.

wołując w tej postawie wspomnienie dawniejszych podobnych omdlewań duszy przy tamtej... A potem, gdy podniósłszy wzrok na Ewelinę, dostrzegłem jej bezkształtną kibić, przesunęła mi się nagle w pamięci smukła i rozkoszna postać mojego widma i ogarnął mnie bezbrzeżny smutek... Och! odejść, odejść z tego domu, odejść od Eweliny — odejść od własnego serca!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
6.
Paryż, 12 kwietnia.

...Coraz bliżej, coraz bliżej z każdym dniem... To do śmierci tak się zbliżam, do wyzwolenia, którego pragnę i obawiam się zarazem. Ja tak kochałem życie samo i wszystko w życiu — nawet jego bóle: — tak lubiłem wrażenia, że jeszcze dziś, chwilami, ten instynkt budzi się we mnie. Myśl, że roztopię się w nicości, przejmuje mnie dreszczem. Mróz przenika do najtajniejszych głębi mojej istoty, do dna mojej jaźni. A potem to wrażenie lodowatego zimna przechodzi w pewien stan błogości i dusza moja odpoczywa po znużeniu, jakiem ją wyczerpuje nieustający powrót tych samych niepokojów. Borykać się ciągle z jednakiemi trudnościami, bez możliwości pokonania ich, ulegać ciągle tym samym napadom wyrzutów sumienia i wrażliwości, bez wyjścia, co za nędza! Odrywam się od niej na kilka minut, przyzwyczajając myśl do uspokojenia ostatecznego. Jedynych chwil