z Malclerc’iem, wyjaśniało się teraz. Jasnowidzący wzrok serca ostrzegł go. Pociągnął go wpływ Antoniny, odgadniętej, wyczutej w tym nieznajomym. Odepchnęło przeczucie ohydnej prawdy. Jakże dlań była istotnie ohydną! do tego stopnia, że troska o los Eweliny związanej potwornem małżeństwem z kochankiem matki, zacierała się w duszy starca, znikała zupełnie.
I stało się, że ów pełen miłości i poświęcenia Filip d’Andiguier, tego ranka jeszcze wzburzony do głębi samą myślą o nieszczęściu, które zawisło nad głową pani Malclerc, przez kilka godzin dręczył się niepotrzebną a trawiącą męką; pogrążał się myślą w przeszłości, szukając w niej oznak, których wówczas nie dostrzegał... Przypomniał sobie, że był czas kiedy Antonina przestała go przyjmowąć o zwykłych godzinach. Tłómaczyła się przepisem lekarza, który zalecił jej przechadzki. I on, d’Andiguier, uwierzył!... Widział siebie znów, gdy miał jechać do Włoch, ostatni raz przed śmiercią Antoniny; nalegał, żeby jechała z nim razem, jak poprzednio zamierzała, ale ona odmówiła, „przez wzgląd na córkę”. powiedziała, i on znów uwierzył w ten powód! I jaki jej był wdzięczny za to, że jest taką dobrą matką!... Dwadzieścia podobnych epizodów nasuwało mu się na pamięć, a wszystkie jednakowo upokarzające dla jego przenikliwości, aż do ostatniego, do tych listów, które mu zapisała z poleceniem spalenia...
Pamięć jego wskrzesiła ową scenę z wyrazistością rzeczywistości. Stał tutaj, w tym samym pokoju,
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/241
Ta strona została przepisana.