jej spowiedzi, ową Ś-tą Klarę, w habicie Franciszkanki, boso, trzymającą serce w ręku. Słowa Antoniny do młodzieńca: „Chciałabym, dać się tak sportretować dla ciebie...” przypomniały się nagle starcowi, a także i te, które napisał Malclerc: „Istotnie, to serce mojej biednej kochanki płonęło w dłoni Świętej...” Myśl, że to malowidło posłużyło im obojgu za dowód miłości, że spoglądali na nie oboje z jednakowem wzruszeniem, sprawiła, że stało się nagle Filipowi fizycznie nieznośnem. Podszedł do obrazu, jak podszedłby do rywala, i ręką, drżącą z gniewu, zerwał go raczej niż zdjął ze ściany. Poczem otworzył wieko skrzyni, stojącej w pobliżu i wrzucił do niej cenny panneau, takim ruchem, że zbieracze z całego świata uważaliby go za szaleńca, gdyby mogli byli widzieć z jaką brutalnością ikonoklasty pochwycił subtelne arcydzieło, wykonane na popękanej już, kruchej glinie, delikatnemi, płowiejącemi barwami!...
Śmieszność tego, dokonanego za pierwszym popędem niedorzecznego, czynu, przywróciła równowagę, temu człowiekowi, takiemu zawsze panującemu nad sobą, takiemu pełnemu godności, którego przez całe życie cechowały powściągliwe ruchy miłośników sztuki. Przesunął dłonie po oczach i potrząsnął kilkakrotnie starą, pobielałą głową, jakgdyby chciał zaprotestować przeciw temu wybuchowi gniewu, którym się poniżył we własnych oczach. Powrócił do stołu, gdzie cisnął kartki dziennika Malclerc’a. Zebrał je. Poczem, oparłszy czoło na dłoni, zaczął je czytać
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/243
Ta strona została przepisana.