tygodni oddziela ją od rozwiązania. Niechże Malclerc ma tyle siły, żeby do tego czasu utrzymać się w roli człowieka, który wrócił do równowagi, przeszedłszy przez przesilenie natury czysto fizycznej, jak sam utrzymywał. — Może macierzyństwo raz jeszcze dopełni cudu ukojenia.
— Widziałem przecież jak wyrwało matkę z rozpaczy — mówił sobie d’Andigiuer. — Tak, macierzyństwo uratuje wszystko, pod warunkiem, ażeby Ewelina nic nie podejrzewała, nic absolutnie... A to zależy od niego, od niego samego tylko... O! potrafię go zmusić do tego... Byleby nie zaszło tej nocy nic nowego... Nie darowałbym sobie... Powinienem był wezwać go dzisiaj jeszcze, rozmówić się z nim. Ale za ciężko mi było widzieć go tak zaraz... A jak ciężko będzie nawet jutro!...
Na tej przemowie do siebie i na tem postanowieniu, zakończył się dla starca ów dzień straszny. Obawa pierwszej rozmowy teraz, kiedy już żadna wątpliwość nie była możliwa, wzburzała go tak głęboko, że nie mógł spać przez całą noc. Napróżno w szlachetnem uniesieniu wznosił się do bohaterskiego niemal czynu przyjaciela, który przebacza kochankowi, fanatyka miłości, który, składając w ofierze najsłuszniejsze urazy swoje, doznaje upojenia męczennika — był człowiekiem, i myśl, że tu, przed nim stanie tem, któremu Antonina się oddała, że usłyszy jak on oddycha, zobaczy jak się porusza, odczuje fizycznie jego istnienie, sprawiała d Andiguier’owi ból
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/253
Ta strona została przepisana.