— Że dałem panu ten dziennik — wyjąkał Malclerc. — Ach! gdybym był wiedział!...
— Wiedziałeś pan o mojem przywiązania do Eweliny — odparł d’Andiguier — i postąpiłeś słusznie, wyznając mi wszystko.
Szlachetna twarz starca przyoblekła się znów w maskę smutnego i chłodnego zamyślenia. Nie chciał sympatyi rywala dla swego zranionego uczucia. Jasne oczy jego, wpatrując się w oczy Malclerca, miały wyraz dumy człowieka, który nie dopuszcza, ażeby mu mówiono, iż cierpi. Zdawało się, że mówią mężowi Eweliny, wyzywając go i potępiając: „Masz przykład.” Ale ten błysk dumy zagasł szybko, ustępując miejsca wyrazowi niepokoju i przerażenia, gdy lokaj, który zrana zanosił list na ulicę de Lisbonne, wszedł i oznajmił, nie bez zakłopotania, świadczącego, że już służba domyślała się jakiejś tajemnicy w postępowaniu państwa:
— Pani Malclerc chce się widzieć z panem... Co powiedzieć?...
— Prosić, naturalnie — odparł d’Andiguier. — Widzisz pan, jak ma podejrzliwość pobudzoną?... — dodał, zwracając się do Malclerc’a, przez tę krótką chwilę, przez którą byli sami. — Pamiętaj pan o przyrzeczeniu..,
— Pamiętam i dotrzymam go — odparł Malclerc. — Pan mi przywróci swój szacunek, chcę tego zasłużę na to...
I stało się, że, gdy Ewelina weszła do pokoju, z dwóch wspólników tego tragicznego kłamstwa, on
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/265
Ta strona została przepisana.